piątek, 14 marca 2014

CHI - Silk Infusion


Silk Infusion niewątpliwie zostanie ze mną już chyba na zawsze. Odkryłam go na początku studiów kiedy to zaczęłam 'przygodę z włosami'. Po drodze miałam już wszystkie kolory w tym platynowy blond a obecnie czerwony. Ten jedwab niejednokrotnie wybawił mnie z opresji np paradoksalnie przedłużając 'życie' spalonych końcówek. Wiadomo - spalone końce nadają się tylko do obcięcia ale potraktowane tym jedwabiem dostają jakby 'drugie życie' że po wysuszeniu włosy zachowują się jak zdrowe. Nie da się tak w nieskończoność ale mi ten czas pozwolił się oswoić z myślą, że będę musiała sporo skrócić włosy. 
Na moich włosach daje odczuwalne nawilżenie, nabłyszcza, ułatwia rozczesywanie, można stosować na mokro i na sucho a wystarczy odrobina! Moje włosy po wysuszeniu są sypkie, ładnie się układają po prostu cudo!
Zużyłam już opakowanie 50 ml a ostatnio zamówiłam 2 mniejsze po 15 ml. Uważam, że warto zainwestować w to większe bo po pierwsze kosmetyk wystarczy nam na wieki a po drugie ma bardzo wygodne otwarcie 'na klik' - nie trzeba odkręcać za każdym razem.
[Miałam kiedyś też jedwab Biosilk ale to był dramat. Odniosłam wrażenie, że to jakby przeciwieństwo CHI - włosy były tępe, zbite w strąki mimo, że używałam odrobinę.]

Sensique - Velvet Touch


Dziś opowiem Wam o moim małym odkryciu z ostatnich tygodni - Sensique Velvet Touch. Pewnie wiele z Was doskonale je zna ja natomiast długo byłam wierna matowym cieniom i tego typu wykończenie mnie nie interesowało. Kobieta zmienną bywa i kiedy mat stał się dla mnie zbyt nudny, po trochu zaczęłam sięgać po cienie z połyskiem, brokatowe aż wreszcie metaliczne. Te dają ładne satynowo-brokatowe wykończenie, drobinki nie migrują po całej twarzy.
Cień położony na bazę trzyma się świetnie cały dzień, nie zbiera się w załamaniach i nie blednie. Łatwo się rozciera, konsystencja jest przyjemna - taka aksamitna ;) 
Pierwszy w kolekcji był fiolet. Kupiłam go w zasadzie aby przekonać się czy w takich odcieniach będzie mi dobrze bo jakoś tak wyszło, że kolorów fioletowych/śliwkowych nie mam w swojej kolekcji. Kolejne 2 udało mi się upolować na wyprzedaży limitowanej kolekcji (poszukajcie może u Was jeszcze są) Z nich jestem zdecydowanie najbardziej zadowolona mimo, że beżowy kolor na moich powiekach jest praktycznie niewidoczny i daje tylko delikatną poświatę to lubię go stosować na całą ruchomą powiekę jako cień bazowy. Idealnie sprawdza się też do rozcierania granic innych cieni. Seledynowy kolor jest urzekający, nie mogłam koło niego przejść obojętnie... bardzo ładnie wygląda z brązowymi cieniami podobnie jak fiolet.


L-P 141, 135, 114

Pigmentacja jest przyzwoita (z wyjątkiem beżowego, który wymaga nałożenia 2 warstw) na zdjęciu widać kolor 1 warstwy bez bazy, z bazą są bardziej nasycone. Na prawdę na oku wyglądają rewelacyjnie. Jestem zadowolona do tego stopnia, że mam ochotę na kolejne kolory!